Przyciski te są przeznaczone głównie na wypadek, gdyby to okno zawartości było ładowane przez wyszukiwarki bez menu.
Niebieskie linki prowadzą do gotowych wersji html strony, fioletowe linki prowadzą do stron, których strony startowe (a przynajmniej wstępy i spisy treści) zostały już utworzone, zielone linki prowadzą do stron zewnętrznych, szary oznacza, że żaden plik nie jest jeszcze dostępny).
Uwagi w tym kolorze i pomiędzy dwoma / pochodzą od operatora tej niemieckiej strony lustrzanej i tłumacza.
Copyright Dr. Ing. Jan Pająk
Sekrety śmiercionośnych tsunami: ludzie mogą im zapobiegać
Część I. Przestudiujmy hipotetyczny przypadek przyszłego pojawienia się tsunami w miejscu mojego zamieszkania
W dzisiejszych niemoralnych czasach praktycznie każdy z nas mieszka w społeczności która jako tzw. "intelekt grupowy" praktykuje filozofię pasożytnictwa. (Należy wyraźnie odróżniać filozofię owego "intelektu grupowego" traktowanego jako jedna całość, od codziennych filozofii indywidualnych ludzi którzy na niego się składają.) Stąd każdy z nas w dowolnej chwili może doświadczyć "moralnie korygującej katastrofy". Jako więc przykład jak oszacować swe szanse stania się ofiarą takiej katastrofy, poniżej opiszę jak ja szacuję swoje własne szanse śmierci od tsunami lub od trzęsienia ziemi. Do dokonania tego przykładowego oszacowania wybrałem miejscowość zwaną Petone w której aktualnie mieszkam. Oczywiście, wybranie Petone do analizy wcale NIE oznacza, że jest ona jakąś szczególną i niezwykłą miejscowością, a jedynie oznacza że ponieważ w niej mieszkam jej warunki i sytuacja są mi znane znacznie lepiej od innych, stąd na jej temat mogę się wypowiadać z większą trafnością niż na temat jakiejkolwiek innej miejscowości.
#I1. Ja mieszkam w Nowej Zelandii na szczególnie niebezpiecznej linii "pacyfikowego kręgu ognia"
Od 2001 roku ja sam mieszkam w obszarze szczególnie zagrożonym tsunami i trzęsieniem ziemi. Przedmieście Wellington zwane Petone, w którym zlokalizowane jest miniaturowe mieszkanko na jakiego wynajęcie mnie stać, znajduje się na brzegu morza oraz bezpośrednio ponad najważniejszym "faultem" sejsmicznym który obiega naokoło całego Pacyfiku - a który określany jest mianem "pacyfikowego kręgu ognia". "Fault" ten praktycznie bez przerwy się "trzęsie". Faktycznie to w dniu 23 stycznia 1855 roku Wellington zostało uderzone potężnym trzęsieniem ziemi o sile 8.2 w skali Richtera, po którym ulice tego miasta zostały zalane falami tsunami o wysokości około 3 metrów, podczas gdy pobliskie wybrzeża "Wairarapa" doświadczyły tsunami o 10-cio metrowej wysokości. Zginęła wówczas masa ludzi, zaś większość budynków miasta uległa zniszczeniu. Tamte tragiczne dni Wellington opisane zostały w aż dwóch artykułach, mianowicie w artykule "If you think it couldn't happen here ... It already has" (tj. "Jeśli myślisz że to nie mogłoby zdarzyć się tutaj... To już się zdarzyło") ze strony A1 nowozelandzkiej gazety The Dominion Post Weekend (wydanie z soboty-niedzieli (Saturday-Sunday), March 19, 2011), a także w artykule "What happened on January 23, 1855" (tj. "Co się zdarzyło 23-ciego stycznia 1855 roku"), ze strony A2 tej samej nowozelandzkiej gazety The Dominion Post Weekend (wydanie z soboty-niedzieli (Saturday-Sunday), March 19, 2011). Innymi słowy, mniej niż 200 lat temu miasto Welligton zostało potraktowane niemal podobnie śmiercionośnym kataklizmem jaki niedawno przeżyła Japonia, a jaki omówiłem w punktach #C7. i #I1. strony o nazwie "Seismograf", a także w punkcie #M1. strony o nazwie Telekinetyka.
Na dodatek, zgodnie z przewidywaniami ekspertów, obszar Wellington i Petone już od dawna powiniem mieć jakieś śmiercionośne trzęsienie ziemi. Intrygująco, te przewidywania ekspertów są też popierane przez całe ławice zdechłych ryb które co jakiś czas są wyrzucane na plaże Nowej Zelandii. Unikalną bowiem cechą tych ryb jest, że są one tego samego gatunku i tej samej wielkości. (Przypadki takiego wyrzucania zdechłych ryb opisuję w punkcie #C5. odrębnej strony o nazwie Nowa Zelandia.) Jak zaś opisałem to w punkcie #D4 powyżej na niniejszej stronie, jedynym znanym zjawiskiem które może wytłumaczyć takie masowe śmierci identycznych ryb, jest rezonowanie ich ciał z wibracjami generowanymi przez napinane płyty tektoniczne. Wygląda więc na to, że w okolicach Nowej Zelandii właśnie szykuje się naprawdę mordercze trzęsienie ziemi.
W przypadku zaś gdyby takie mordercze trzęsienie ziemi uderzyło Wellington, moje Petone solidnie oberwie. Wszakże leży ono tuż przy Wellington, będąc jego przedmieściem. Artykuł "Quake could kill 1500" (tj. "Trzęsienie ziemi może zabić 1500") ze strony A1 nowozelandzkiej gazety "The Dominion Post" (wydanie z wtorku (Tuesday), December 7, 2010) twierdzi nawet, że w przypadku trzęsienia ziemi w Wellington, moje Petone i Seaview będą najbardziej poszkodowane (cytuję: "Petone and Seaview would be worst hit ..."). Artykuł ten przewiduje, że trzęsienie ziemi podobne do tego z Christchurch (patrz jego opis w punkcie #C5. strony o nazwie "Seismograf") u nas uśmierciłoby około 1500 ludzi, okaleczyłoby około 13000 ludzi, oraz zniszczyłoby około 18000 domów.
Aby było jeszcze gorzej, do Petone można dostać się jedynie dwoma drogami, obie które wiodą przez strome góry jakie w przypadku trzęsienia ziemi staną się całkowicie nieprzejezdne. W przypadku więc trzęsienia ziemi lub tsunami, Petone stanie się rodzajem "śmiertelnej pułapki" do której NIE będzie mogła dotrzeć niemal żadna pomoc. Nie powinno więc nikogo dziwić, że w takiej sytuacji aby móc spać spokojnie, żywo interesują mnie szanse zaistnienia w Petone śmiercionośnego trzęsienia ziemi lub tsunami.
#I2. Mieszkam też w "zasięgu zniszczenia" jednego z trzech miast, które musiałoby zostać dotknięte katastrofą powodującą "moralną odnowę"
Szczęśliwie dla mnie, z okresu kiedy kraj w którym mieszkam był ciągle krajem zdecydowanie totaliztycznym, pozostawało w nim wielu ludzi wypełniających definicję "sprawiedliwych" (z punktu #G2 powyżej). Stąd sporo jego obszarów nadal NIE jest zagrożone żadną katastrofą, ponieważ zamieszkuje je owe wymagane co najmniej "10 sprawiedliwych".
Potwierdzeniem, że rzeczywiście nadchodzi już czas na "moralnie odnawiającą katastrofę" świadczą "małe katastrofy ostrzegające" jakie coraz częściej w niej się przytrafiają. Należą do nich powodzie, susze, przymrozki, huragany, tornada, niewyjaśnione zaniki prądu, paralizujące awarie trasportu publicznego, fale przestępcze, itd. - po przykłady patrz opisy z punktów #B2. i #B7.3. totaliztycznej strony "Seismograf". Na szczęście dla mnie, owe "małe katastrofy ostrzegające" zawsze starannie omijają Wellington koło którego ja mieszkam. Głównie trapią one miasta Auckland i Christchurch.
Z dotychczasowych moich badań jak takie duże i ostateczne "moralnie korygujące katastrofy" są serwowane, wynika że jeśli owa "korygująca inteligencja" będzie zmuszona zaserwować jedną z nich Nowej Zelandii, wówczas do zniszczenia wybrane może zostać głównie jedno z jej 3 politycznie i gospodarczo najważniejszych miast, mianowicie Wellington, Christchurch, lub Auckland. Tylko bowiem zniszczenie katastrofą któregoś z owych 3 miast wprowadziłoby wystarczające zmiany społeczne aby spowodować "odnowę moralną" całego kraju. Pechowo zaś składa się dla mnie, że mieszkanie jakie wynajmuję, leży w "zasięgu zniszczenia" jednego z tych miast, manowicie Wellington. To wyjaśnia dlaczego interesuje mnie raczej mocno, jakie są szanse katastrofy w tym właśnie mieście.
#I3. Materiał dowodowy potwierdza, że bliskość "10 sprawiedliwych" naprawdę oddala kataklizmy - dlatego w Petone narazie mogę spać spokojnie
Aby poznać poziom zagrożenia Petone jakąś katastrofą, policzyłem liczbę owych "sprawiedliwych" (opisanych powyżej w punkcie #G2.) którzy na stałe zamieszkują w "zasięgu zniszczenia" od mieszkania jakie wynajmuję. Pragnąłem się bowiem upewnić czy jest ich 10 lub więcej. W celu ich policzenia, najpierw oszacowałem gdzie przebiegają granice dla owego "zasięgu zniszczenia" miejscowości Petone w której mieszkam. Jak się okazuje, granice te są dosyć rozległe. Petone leży bowiem nad brzegiem zatoki morskiej na wylocie długiej doliny wycelowanej w morze i z obu stron otoczonej dwoma grzbietami górskimi. Wzdłuż centrum tej doliny przebiega jeden z najbardziej niszczycielskich "faultów" geologicznych - będący fragmentem słynnego "pacyfikowego kręgu ognia" (tj. "Pacific Ring of Fire").
W dolinie tej znajduje się aż kilka miejscowości jakimi Petone jest otoczone. Po północnej stronie Petone leży miejscowość zwana Lower Hutt, zaś po południowej stronie leży miasto Wellington - dla którego Petone jest rodzajem przedmieścia. Gdyby więc jakieś trzęsienie ziemi, tsunami, lub inna katastrofa uderzyła Petone, z całą pewnością zniszczy ona również co najmniej ów Wellington i Lower Hutt, jeśli nie również i dalsze miescowości położone w tej samej dolinie. Do "zasięgu zniszczenia" w obrębie którego powinienem liczyć "liczbę sprawiedliwych", niezależnie od Petone należy więc wliczać również co najmniej Wellington i Lower Hutt.
Jak moje podliczenia wykazały, w "zasięgu zniszczenia" od Petone ja osobiście znam aż 9 osób spełniających wymagającą definicję "sprawiedliwych" - wszyscy mniej więcej w moim wieku, lub nawet młodsi. Ponieważ zaś NIE znam wszystkich ludzi mieszkających w "zasięgu zniszczenia" od mieszkania jakie wynajmuję, istnieje spore prawdopodobieństwo, że w pobliżu mieszka co najmniej jeszcze jeden nieznany mi "sprawiedliwy", a może nawet kilku z nich. Nawet zresztą gdyby taki "10-ty sprawiedliwy" już NIE mieszkał w pobliżu Petone, jak wierzę ja sam też wypełniam ową wysoce wymagającą definicję "sprawiedliwego". W sumie więc ów warunek Boga, aby w "zasięgu zniszczenia" od mieszkania jakie wynajmuję mieszkało co najmniej "10 sprawiedliwych" jest spełniony dla Petone. Jest to zresztą nawet potwierdzone przez zadziwiająco "przyjacielskie" zachowywanie się pogody i natury w okolicy Petone - tj. dokładnie takie jak opisuje to punkt #I4. poniżej.
Co ciekawsze, pogoda w Petone i Wellington rządzi się własnymi prawami i zupełnie NIE podlega regularnościom i prawom jakie są znane klimatologom. Dlatego oficjalne prognozy pogody bardzo rzadko się spełniają dla Wellington i dla Petone. Nic dziwnego że, przykładowo, z artykułu o tytule "Keeping track of Wellington winds won't be a breeze" (tj. "Objaśnienie wellingtońskich wiatrów nie przyjdzie łatwo") ze strony A17 gazety The Dominion Post Weekend (wydanie z soboty-niedzieli (Saturday-Sunday), February 5-6, 2011) wynika, że "eksperci" od pogody NIE są w stanie nawet wytłumaczyć skąd biorą się niezwykle silne wiatry w mieście Wellington. Wszakże skoro żaden z obszarów otaczających Wellington (np. tzw. "Kapiti Coast", Wairarapa, czy Nelson) wcale NIE ma takich wiatrów, nie powinien ich mieć również Wellington. Z tego powodu, jeśli przykładowo zbliża się jakiś mróz, huragan, tornado, powódź, czy nawet potężniejszy niż normalnie opad deszczu, po prostu przeskakuje on przez Petone nie wyrządzając tu większej szkody - chociaż zwykle daje solidnie w skórę już sąsiednim miejscowościom.
Aby tutaj podeprzeć dowodowo ową moją obserwację empiryczną, że w samej Petone i jej najbliższej okolicy pogoda i natura zachowują się "przyjacielsko" wobec ludzi, a niezgodnie ze znanymi regułami pogodowymi, poniżej przytoczę aż kilka ekstremalnych przypadków. W przypadkach tych szalejące żywioły, które przetaczały się również i przez Petone, solidnie "dawały w skórę" innym miejscowościom, jednak Petone zawsze traktowały one szokująco przyjacielsko. Każdy z tych przypadków czytelnik może też sam sobie dokładnie sprawdzić, bowiem dane i opisy na jego temat i ówczesna sytuacja pogodowa, są zarówno dostępne na stronach internetowych referowanych tutaj gazet, jak i dają się przeglądnąć w archiwach ówczesnych wiadomości telewizyjnych. Oto przykłady takich przypadków:
1. Chmura rodząca tornada.
Najdoskonalszym przykładem takich właśnie przypadków był "fenomen atmosferyczny" opisany w artykule [1#I3] "Southerly buster hits Wellington, ripping off roofs, and halting trains" (tj. "Południowy wicher uderzył Wellington zrywając dachy oraz zatrzymując pociągi"), ze strony A1 nowozelandzkiej gazety "The Dominion Post Weekend", wydanie z soboty-niedzieli (Saturday-Sunday), March 13-14, 2010. Fenomenem tym była soczewko-kształtna chmura wyglądająca jak gigantyczny wehikuł UFO, jaka przeleciała wzdłuż niemal całej Nowej Zelandii, generując huraganowy wiatr wirowy jaki zasiewał zniszczenia i chaos na jej drodze, zrywał dachy i obalał drzewa, itp. Chmura ta czasami generowała nawet mini-tornada na swoim obrzeżu. Ten inteligentnie zachowujący się fenomen pogodowy pozostawił ścieżkę zniszczenia na niemal całej swojej drodze, włączając w to stolicę Wellington (oddalnoą od Petone tylko o około 8 km) - do którego to miasta dotarł około 16:30 owego piątku. Jednak kiedy po Wellington doleciał do Petone, jedynie rubasznie postraszył trochę przechodniów łamiąc w tym celu kilka gałęzi na drzewach, poczym poszybował dalej. Już jednak w następnej miejscowości poza Petone (tj. w Lower Hutt) zaczął ponownie szaleć tarasując drogę, obalając drzewa i zatrzymując pociągi.
2. Ulewne deszcze idukujące powodzie.
Innym przykładem niszczycielskiego fenomenu pogodowego który także ilustratywnie potwierdził ową regułę omijania miejscowości Petone bez wyrządzania w niej poważniejszych szkód, były dwutygodniowe przewlekłe opady ulewnych deszczy jakie dotknęły Nową Zelandię w drugiej połowie maja i na początku czerwca 2010 roku. Deszcze te spowodowały poważne powodzie, obsuwiska ziemi, ewakuacje miejscowości, oraz zniszczenia dróg zarówno na północnym jak i na południowym końcu długich jak kiszka dwóch głównych wysp Nowej Zelandii. Jednak w centrum tych wysp, gdzie właśnie położone jest Petone, deszcze te jedynie zmoczyły wysuszoną glebę NIE czyniąc praktycznie żadnych szkód. Na temat tych powodziowych deszczy i ich następstw, niemal codziennie ukazywały się wówczas alarmujące artykuły w nowozelandzkich gazetach, np. patrz artykuł [2#I3] "Heavy downpours to hamper clean-up operations" (tj. "Ciężkie ulewy uniemożliwiają operacje oczyszczania"), ze strony A5 gazety The New Zealand Herald wydanie ze środy (Wednesday), May 26, 2010 roku; artykuł [3#I3] "After the floods and a landslide, now get set for bitter cold and snow" (tj. "Po powodziach i obsuwisku ziemi, teraz przygotuj się na kąsające zimno i śnieg"), ze strony A3 gazety The Dominion Post, wydanie z czwartku (Thursday), May 27, 2010; artykuł [4#I3] "Nature's fury" (tj. "Furia natury") ze strony A1 gazety The New Zealand Herald wydanie ze środy (Wednesday), June 2, 2010 roku (jaki opisuje i pokazuje zdjęcia z kataklizmicznej powodzi na obszarze Nowej Zelandii zwanym "Bay of Plenty" - który jest oddalony od Petone tylko o odległość znacznie mniejszą niż zasięg układu niżowego który spowodował te powodzie, chociaż ten sam układ niżowy wcale NIE zaszkodził mojej miejscowości); czy artykuł [5#I3] "Residents flee homes as Whakatane hit by water bomb" (tj. "Mieszkańcy uciekają z domów gdy Whakatane uderzone zostało bombą wody"), ze strony A4 gazety The Dominion Post, wydanie z czwartku (Thursday), June 3, 2010 (jaki to artykuł dyskutuje dane liczbowe katastroficznie intensywnego opadu deszczu w owym obszarze zwanym "Bay of Plenty").
3. Trzęsienie ziemi z Christchurch.
Jeszcze jednym potwierdzeniem chroniącego działania owych "10 sprawiedliwych", było silne trzęsienie ziemi którego nadejście ja przewidywałem już na kilka miesięcy wcześniej i ostrożnie zapowiedziałem w treści niniejszej strony, a które w sobotę dnia 4 września 2010 roku uderzyło w miasto Christchurch. (Owo trzęsienie ziemi z Christchurch opisane zostało dokładniej w punkcie #C5. odrębnej strony o nazwie "Seismograf" - poświęconej omówieniu urządzenia do zdalnego wykrywania nadchodzących trzęsień ziemi, oraz w punkcie #P5. odrębnej strony o nazwie Trzęsienie ziemi - poświęconej opisowi bazujących na mechanizmach moralności metod zapobiegania wszelkim kataklizmom.) Jak bowiem wyjaśniam to w punkcie #I2. powyżej na tej stronie, Wellington (a więc także i Petone) należy do owych 3 głównych miast Nowej Zelandii, jedno z których musi zostać zniszczone jakimś kataklizmem, jeśli koniecznym się okaże dokonanie wymuszonej przez Boga odnowy moralnej i filozoficznej tego kraju.
Na dodatek, z naukowego punktu widzenia, Wellington ma nieporównanie większe szanse na doświadczenie silnego trzęsienia ziemi, niż oba pozostałe z tamtych 3 miast, tj. niż Auckland lub Christchurch. Wszakże dokładnie pod Wellington przebiega ów morderczy "Ring of Fire" - który jednak Christchurch i Auckland omija z dosyć daleka. Ponadto, jakikolwiek rodzaj filozofii lub zachowań by nie zadominował w reszcie Nowej Zelandii, ich pochodzenie zawsze daje się wytropić do Wellington. Wszakże Wellington jest stolicą w której politycy podejmują wszelkie decyzje i ustanawiają wszelkie prawa jakie potem muszą być wypełniane przez całą Nową Zelandię. Niemniej - jak się okazało, dla doświadczenia niszczycielskich trzęsień zimi (które zaczęły się tam w 2010 roku, trwały przez cały rok 2011, oraz ciągle były kontynuowane w 2012 roku - kiedy to aktualizowałem niniejszy punkt) Bóg wybrał jednak Christchurch. (Można spekulować, że ma to jakiś związek z nazwą "Christ-church", tj. "kościół-Chrystusa", która to nazwa jest szczególnie "zobowiązująca" - tak jak wyjaśnione to zostało w punkcie #G2. storny o nazwie Przepowiednie.) Co też ciekawe, owo pierwsze potężne trzęsienie ziemi nastąpiło kiedy ja właśnie przebywałem na wakacjach w Kuala Lumpur, Malezja.
4. Całotygodniowy lodowaty sztorm.
Począwszy od soboty 18 września 2010 roku przez cały następny tydzień Nowa Zelandia była bita przez lodowaty sztorm jaki zamroził na śmierć tysiące owieczek na łąkach, powalił sporo linii wysokiego napięcia, zawalił stadion sportowy w Invercargill, tarasował liczne drogi, zakłócał łączność, oraz pozalewał gospodarstwa rolne. W tygodniu owego sztormu telewizja była pełna raportów o zniszczeniach, zaś gazety aż roiły się od artykułów w rodzaju "Chaos as big blow hits" (tj. "Chaos jak potężny podmuch uderza") ze strony A1 nowozelandzkiej gazety Weekend Herald, wydanie z soboty (Saturday), September 18, 2010, czy "Three days of storm leave trail of damage" (tj. "Trzy dni sztormu pozostawia ścieżkę zniszczeń") ze strony A3 nowozelandzkiej gazety The Dominion Post, wydanie z poniedziałku (Monday), September 20, 2010. (Ten ostatni artykuł opisuje rówmież m.in. zawalenie się dachu niemal nowego stadionu sportowego w Invercargill, opisywane także w 1 z punktu #E1. totaliztycznej strony o nazwie Rok.) Na przekór jednak że niemal cała Nowa Zelandia była bita przez ów sztorm, Petone w którym mieszkam niemal dzień po dniu miało słoneczną pogodę i tylko lekki wiaterek - tak jakby Bóg celowo chciał podkreślić, że jest to miejscowość o wyjątkowym potraktowaniu. Co ciekawsze, to już w sąsiedniej miejscowości o nazwie "Lower Hutt" piorun z owego sztormu uderzył i spalił domostwo (choć jego mieszkanka została uratowana) - co opisuje artykuł "Lower Hutt woman's lucky strike" (tj. "Uderzenie szczęśliwe dla kobiety z Lower Hutt"), ze strony A1 gazety The Dominion Post Weekend, wydanie z soboty-niedzieli (Saturday-Sunday), September 18-19, 2010.
5. Powódź "jedna na 150 lat" w pobliskiej "Golden Bay".
Niedaleko od Petone, bo tylko po przeciwnej stronie wąskiej "Cieśniny Cook'a", leży obszar zwany "Golden Bay". Faktycznie to gdyby nie łańcuch górski który ją zasłania, wówczas owa "Golden Bay" prawdopodobnie byłaby widoczna z Petone. W dniu 28 grudnia 2010 roku jej obszar został zniszczony sztormem i niszczycielską powodzią. Powódź tą publikatory opisywały jako zdarzającą się raz na 150 lat - patrz artykuł "Clean-up begins after storm inflicts worst flooding in 150 years" (tj. "Sprzątanie się zaczyna po tym jak sztorm spowodał najgorszą powódź od 150 lat") ze strony A2 gazety The New Zealand Herald (wydanie z czwartku (Thursday), December 30, 2010). Szokująco, w dniu tego kataklizmicznego sztormu i deszczu w pobliskiej "Golden Bay", w Petone świeciło słońce. (Odnotuj że ową "powódź 150-lecia" opisuję także w 9 z punktu #C5. na stronie "Seismograf".)
6. Powódź od "królewskiego przypływu" i sztormu w Auckland z niedzieli dnia 23 stycznia 2011 roku.
W ową niedzielę w Petone padal sobie zwykły deszczyk-kapuśniaczek, który korzystnie ponawadniał miejscową glebę i rośliny. Był on zbyt mały aby np. powstrzymać mnie przed udaniem się do miejscowej biblioteki. Kiedy jednak wieczorem włączyłem telewizor, przeżyłem szok. Cała wyspa północna Nowej Zelandii, włączając w to Petone w jakim ja mieszkam, była owego dnia pokryta zlowrogo wyglądającą eliptyczną chmurą niżową o kształcie podobnym do cyklonu silnego sztormu tropikalnego. Sztorm ten zalał miasto Auckland i tzw. "Bay of Plenty" kilkunastoma centrymetrami deszczówki. Jednocześnie tzw. "królewski przypływ" (po angielsku "king tide") dodatkowo powiększony ssącym działaniem owego niżu sztormowego podniósł wody oceanu do góry, tak że zaczęły wlewać się one na ulice miasta.
W wieczornych dziennich telewizyjnych na kanałach "3" i "Prime" raportowano o incydencie niedawnej budowy niskiego murku jaki miał odgradzać wody oceanu od miasta. Podczas owej budowy podobno mieszkańcy pobliskich domów błagali inżyniera prowadzącego tą budowę, aby zbudował znacznie wyższy mur. Ów inżynier jednak zignorował prośby miejscowych, twierdząc że z jego obliczeń wynika iż morze nigdy NIE podniesie się aż tak wysoko. Jednak owej niedzieli morze się podniosło i zalało miasto - ciekawe czy ów inżynier będzie pociągnięty do odpowiedzialności za "odwalenie tak niefachowej lipy". W rezultacie, w telewizji pokazywano ulice Auckland zamienione w rwące rzeki, fale morskie wdzierające się do miasta, oraz ludzi brodzących po kolana w kuchniach własnych domów. Ta sama więc chmura niżowa która w Petone spowodowała jedynie korzystny dla roślinek kapuśniaczek, dla Auckland okazała się źródłem kataklizmicznej powodzi. Zdjęcia z owej powodzi, oraz mapę wywołanych nią zniszczeń, można sobie oglądnąć w artykule "Nature's brutal king hit" (tj. "Brutalne królewskie uderzenie natury") ze stron A1 i A5 gazety The New Zealand Herald (wydanie z poniedziałku (Monday), January 24, 2011).
Owa powódź w Auckalnd była faktycznie pierwszym poważniejszym kataklizmem jaki dotknął owo miasto. Przed tą powodzią Auckalnd było jedyne "ostrzegane" przerwami w dopływie prądu, oraz dziwnymi awariami transportu publicznego. Wygląda więc na to, że albo Auckland właśnie weszło w poziom praktykowania filozofii pasożytnictwa którego Bóg NIE jest już gotowy dalej tolerować, albo też że uprzednio miasto to było chronione owymi "10 sprawiedliwymi" - jednak właśnie z jakichś powodów ich liczba spadła poniżej minimum wymaganych 10-ciu. Którakolwiek jednak z owych dwóch przyczyn by nie spowodowała że Auckland dołączyło właśnie do miast Nowej Zelandii "karanych" przez Boga kataklizmami, ciągle z całą pewnością już wkrótce ponownie coś usłyszymy na jego temat.
7. Dewastacja miasta Auckland i jego okolic przez tropikalny cyklon "Wilma".
W zaledwie 6 dni po powodzi opisanej w poprzednim punkcie, tj. od soboty wieczorem dnia 29 stycznia 2011 roku, niemal cała północ Nowej Zelandii, włączając w to miasto Auckland, została zalana wodą i obita wiatrami tropikalnego cyklonu o nazwie "Wilma". Raporty zniszczeń od owego cyklonu są podsumowane w artykule "Cyclone Wilma leaves sodden trail of damage in its wake" (tj. "Cyklon Wilma pozostawia zalaną wodą ścieżkę zniszczeń na swej drodze") ze strony A4 nowozelandzkiej gazety The Dominion Post, wydanie z poniedziałku (Monday), January 31, 2011. Tym razem również jedynie (słabe) obrzeże owego cyklonu przetoczylo się ponad Petone. Zrosiło ono tylko glebę dosyć obfitym deszczem, oraz porozsiewało dzikie nasiona silnym wiatrem, jednak ludziom NIE wyrządziło żadnych szkód. Jak widać Bóg dotrzymuje swej obietnicy, omijając kataklizmami Petone i potwierdzając w ten sposób że owo miasteczko jest faktycznie chronione przez "10 sprawiedliwych".
8. Wizja maoryskiego jasnowidza.
W niedzielę, dnia 6 lutego 2011 roku, Nowa Zelandia obchodziła doroczne święto rodzimych Maorysów zwane "Waitangi Day". Jak zwykle przy tej pokazji, w oficjalnych uroczystościach brały udział tłumy Maorysów, oraz wielu dygnitarzy rządowych. Ku zaskoczeniu tych tłumów, maoryski jasnowidz (który również jest kapłanem jednego z kościołów Nowej Zelandii) wykorzystał swoje przemówienie z okazji tego święta, aby publicznie ujawnić wizję którą miał 38 lat temu. Ta wizja ujawniona przez niego publicznie powtórzona została owego dnia w wieczornych dziennikach telewizyjnych Nowej Zelandii, a także w dzień później była opublikowana w artykule "Kaumatua's earthquake prophecy will come true ... eventually" (tj. "Przepowiednia maoryskiego jasnowidza o trzęsieniu ziemi ulegnie wypełnieniu ... pewnego dnia") ze strony A1 nowozelandzkiej gazety The Dominion Post, wydanie z poniedziałku (Monday), February 7, 2011. W swojej wizji ów jasnowidz widział miasto Wellington uderzone morderczym trzęsieniem ziemi. Widział jak ulice tego miasta wyłożone zostały zwłokami niezliczonych ludzi. Widział jak budynki na zboczach Wellingtońskich wzgórz zwyczajnie znikały. Widział jak dach parlamentu mieszał się z ruinami pobliskich budynków. Widział jak wody Welingtońskiej zatoki morskiej najpierw się wycofały, potem zaś z furią wróciły aby uderzyć w miasto zabójczym tsunami.
W jego wizji wszystkie te zniszczenia miały nastąpić w miesiący czerwcu - tyle że NIE wiedział którego roku. Ponieważ niepodważalnie wierzył on w nadprzyrodzoną prawdę tej wizji, przez 38 lat każdego czerwca z obawą wypatrywał czy ona się wypełni. Jednak narazie owo trzęsienie ziemi jeszcze NIE nastąpiło. Zdecydował się więc aby o nim ostrzec innych ludzi w swoim publicznym przemówieniu. (Ja osobiście rozumiem jego pewność, ponieważ sam też kiedyś miałem wizję pobytu we wsi Stawczyk dalekiej przyszłości - co opisałem w punkcie #J3. totaliztycznej strony o nazwie Wszewilki jutra oraz w punkcie #C4. ze strony o nazwie Stawczyk. Wiem więc jak pewnym jest się prawdziwości tego co w takich wizjach się widzi.)
Aczkolwiek wielu zajęło wysoce sceptyczne stanowisko co do merytu owej maoryskiej wizji, generalnie niemal każdy się zgadza że Wellington ma już przedawniony termin nadejścia takiego silnego trzęsienia ziemi, oraz że NIE ma wątpliwości iż kiedyś ono nadejdzie, jedynie narazie nie wiadomo "kiedy" to nastąpi. Wszakże Welligton leży na silnym geologicznym "fault". Ja do tego bym dodał, że Wellington, jako stolica kraju, jest też "przyczyną" i "mózgiem" wszystkiego tego za co inne obszary Nowej Zelandii już od dawna biorą łomotanie od Boga. Wszakże jeśli np. Nowozelandzczycy nie dyscyplinują swoich dzieci zgodnie z wymaganiami Biblii - tak jak to opisane jest w punkcie #B5.1. strony Wolna wola, "przyczyną" tego są prawa i nakazy uchwalone właśnie w Wellington. Jeśli Nowa Zelandia jest oblazła niemoralnymi monopolami - tak jak wyjaśnia to (1) z punktu #E1. strony o nazwie "Rok", przyczyną tego są układy, nawyki i działania zapoczątkowane w Wellington itd. itp.
Innymi słowy, zarówno zgodnie z logiką, jak i zgodnie z wizją Maoryskiego jasnowidza, Wellington powinno być "ukarane" jakimś znaczącym kataklizmem znacznie nawet wcześniej niż wszystkie inne miejsca opisywane w niniejszym punkcie, a także w punktach #C5. i #C5.1. strony o nazwie "Seismograf". Skoro więc taki kataklizm jak dotychczas omija Wellington (a stąd i Petone w którym ja mieszkam), jedynym znanym nam wytłumaczeniem tego omijania jest chroniąca przed kataklizmami moc obecności w owym mieście i w jego okolicy tych "10 sprawiedliwych" którzy narazie bronią to miejscowości przed tym co nieuchronne. Na przekór więc że zapewne data nadejścia kataklizmu do Wellington i do Petone jest już przedawniona, ciągle opisywana tu wizja NIE ulegnie spełnieniu aż do czasu kiedy z jakichś tam powodów liczba zamieszkujących tu "sprawiedliwych" spadnie poniżej dziłających ochronnie "co najmniej 10-ciu".
9. Potężny sztorm jaki szalał nad Nową Zelandią przez ponad tydzień, począwszy od 26 kwietnia 2011 roku. Zniszczenia od owego sztormu opisywane były w całym szeregu artykułów, np. w [1#I3(9)] "Gale-force fury" (tj. "Furia potężnych wiatrów"), ze strony A1 gazety nowozelandzkiej The New Zealand Herald, wydanie ze środy (Wednesday), April 27, 2011. Sztorm ten jest opisywany w podpisie pod Obr.694 (#M1) ze strony Telekinetyka jako główna przyczyna dla której jego wiatry wyrzuciły na brzeg plaży w Petone, Nowa Zelandia, jedną z owych słynnych już w calym świecie "żółtych kaczuszek" które wrzucone były do morza koło wschodnich wybrzeży USA, oraz dryftowały potem z prądami morskimi praktycznie po całym świecie. Ów potężny sztorm wyrządził całą masę zniszczeń i szkód dosłownie w każdym kierunku od Petone, kiedy łomocząc Nową Zelandię zataczał on jakby ogromny okrąg w jakiego centrum znajdowało się Petone, jednak samo Petone zostało przez niego pozostawione niemal nietknięte (tj. podczas tego sztormu w Petone padał jedynie słaby deszcz i wiał typowy dla Petone wiatr).
Ogrom zniszczeń tego sztormu (który niszczył pobliskie miejscowości, jednak strannie omijał Petone) można prześledzić z artykułów jakie ukazały się wówczas na ten temat w prasie Nowej Zelandii. Sztorm ten np. w tzw. "Hawkey's Bay" zalał domy tak nagłą i tak silną powodzią, że ludzie musieli być tam ewakuowani helikopterami. Ich domy zostały zalane, bydło i owce potopione, drogi zniszczone obsuwiskami ziemi i błota, mosty pouszkadzane, linie elektryczne pozrywane, zaopatrzenie w wodę uszkodzone itp. - po więcej informacji patrz np. artykuły [2#I3(9)] "Heavy rain 'worse than Bola' wreaks havoc in Hawke's Bay" (tj. "Silny deszcz 'gorszy niż z huraganu Bola' wszczyna zniszczenia w Hawke's Bay"), ze strony A3 nowozelandzkiej gazety "The Dominion Post", wydanie z piątku, April 29, 2011; czy [3#I3(9)] "Storm battering gets fierce" (tj. "Uderzenia sztormu stają się coraz zajadlejsze"), ze strony A1 gazety The New Zealand Herald, wydanie z poniedziałku (Monday), May 2, 2011. Co mnie najbardziej zastanawia, to że ów sztorm był pierwszym jaki wywołał znaczące zniszczenia w przeciwstawnej niż Petone części Wellington (tj. w mieście dla którego Petone jest przedmieściem). Najwyraźniej z jakichś powodów ostatnio owo Wellington przestało być już chronione przez "10 sprawiedliwych" - którzy jednak nadal chronią Petone.
10. Sztorm który nieco na południowy-zachód od Petone pozalewał powodzią nabrzeża rzeki "Grey river", zaś nieco na północny-wschód od Petone (tj. w Masterton) zabił przechodnia. Na przekór jednak, że przechodził on też ponad Petone, oraz że zasiał on znaczące zniszczenia w obu przeciwstawnych kierunkach od Petone, w samym Petone był on niemal nieodnotowalny. Sztorm ten, a także jego ofiary, są opisane i zilustrowane w artykule [1#I3(10)] o tytule "Couple crushed in weather chaos" (tj. "Para zmiażdżona w pogodowym chosie") ze strony A1 gazety The New Zealand Herald, wydanie z wtorku (Tuesday), November 22, 2011.
11. Trzęsienie ziemi które uszkodziło budynek w samym Wellington, zaś w pobliskim Petone było już niemal nieodnotowywalne. Owo trzęsienie ziemi o sile 5.7 na skali Richtera uderzyło w Wellington o godzinie 19:19 w sobotę dnia 3 grudnia 2011 roku - uszkadzając niemal nowy budynek który był naczelną siedzibą zarządu firmy "Meridian" sprzedającej ludności energię elektryczną. Opis tego trzęsienia ziemi i zniszczeń jakie ono spowodowało zawiera artykuł [1#I3(11)] o tytule "New city building damaged by quake" (tj. "nowy budynek miasta uszkodzony przez trzęsienie ziemi") ze strony A1 nowozelandzkiej gazety The Dominion Post, wydanie z poniedziałku, December 5, 2011. Z powodu więc uszkodzenia jedynie tego właśnie budynku, warto byłoby zadać sobie pytanie, "czy owa firma 'Meridian' jest np. odpowiedzialna za niekontrolowany (niemoralny) wzrost cen energii elektrycznej w Nowej Zelandii?" - po badziej szczegółowe dane patrz artykuł "Power chiefs' mixed fortunes" (tj. "zmienne losy wodzów elektryczności") ze strony C1 nowozelandzkiej gazety The Dominion Post, wydanie z czwartku (Thursday), October 22, 2009, lub artykuł "Power rises defended amid 'windfall profits'" (tj. "podrożenie elektryczności utrzymywane na przekór 'kokosowych zysków' ") ze strony A2 nowozelandzkiej gazety The Dominion Post, wydanie z piątku (Friday), December 12, 2008. (Odnotuj, że fakty opisane w owych artykułach miały miejsce w czasach kiedy z powodu światowego kryzysu ekonomicznego normalni Nowozelandczycy zmuszeni byli "zaciskać pasa".)
Wszakże owe niemal już astronomiczne ceny energii elektrycznej, którą Nowa Zelandia generuje przecież prawie za darmo w jej licznych i już dawno pospłacanych elektrowniach rzecznych, są powodem dla którego wielu co biedniejszych mieszkańców tego kraju jest niemoralnie poddawane cierpieniom - przykładowo ponieważ emerytów przestaje już być stać na używanie elektryczności do ogrzewania swych mieszkań, zaś bezrobotnych przestaje być już stać na użycie elektryczności do gotowania swej żywności. Z kolei liczba takich coraz uboższych ludzi w NZ gwałtownie się zwiększa - np. patrz artykuł [2#I3(11)] "NZ rich-poor gap widens faster than rest of world" (tj. "W Nowej Zelandii przepaść pomiędzy bogatymi a biednymi poszerza się szybciej niż w reszcie świata"), ze strony A6 gazety The New Zealand Herald, wydanie ze środy (Wednesday), December 7, 2011.
W tej sytuacji 42% podwyżka ponad milionowej pensji "naczelnego" owej firmy "Meridian Energy", opisana w artykule [3#I3(11)] "Public CEOs hit paydirt" (tj. "Naczelni z państwowych firm na żyle złota") ze strony A1 gazety The New Zealand Herald, wydanie z poniedziałku (Monday), March 26, 2012, jest NIE tylko niemoralnością, ale także arogancją. Czyżby więc uszkodzenie tego właśnie budynku oznaczało, że istniały wyraźne "moralne powody" dla których z całego Wellington uderzonego tym sporym trżesieniem ziemi, wymownie tylko budynek firmy Meridian został uszkodzony? Czy więc teraz powinniśmy też się spodziewać, że następne trzęsienia ziemi zniszczą też kwatery główne niektórych innych firm nowozelandzkich niemoralnie indukujących ludzkie cierpienia, przykładowo monopolistycznej firmy która podniosła tak wysoko ceny mleka w Nowej Zelandii, że mleko to stało się niedostępne dla większości zwykłych Nowozelandczyków? - np. patrz artykuł "Price families pay for milk an outrage, says health chief" (tj. cena jaką rodziny płacą za mleko jest hańbą, stwierdza szef zdrowia) ze strony A7 nowozelandzkiej gazety The Dominion Post, wydanie ze środy (Wednesday), February 16, 2011, czy artykuł "Milk products tipped to get even pricier" (tj. "produkty mleczne wytypowane do podwyżki cen") ze strony A2 gazety The New Zealand Herald, wydanie z czwartku (Thursday), February 17, 2011.
(Odnotuj że Nowa Zelandia jest jednym z największych w świecie producentów mleka. Niestety, jej mieszkańcy są bezpardonowo ograbiani z korzyści tak wysokiej produkcji mleka przez monopolistyczną instytucję która, zgodnie z informacją podaną w wiadomościach wieczornych na kanale 3 telewizji nowozelandzkiej w środę dnia 8 lutego 2012 roku w godzinach 18:00 do 19:30, płaci rolnikom tylko 65 centów za litr mleka, jednak potem pozwala aby to mleko było sprzedawane w supermarketach za cenę około cztery razy wyższą.) Więcej informacji na temat najróżniejszych "monopoli" które zwolna "zaduszają" Nową Zelandię, zawartych jest w punkcie #H2. strony o nazwie Lepsza ludzkość oraz w punkcie #D5. strony o nazwie Owoce tropikalne
12. "Najgorsza od 50 lat" powódź, która zdewastowała miasto Nelson i jego okolice. Opisana jest ona dokładniej np. w artykule [1#I3(12)] o tytule "Torrent sweeps farmer outside" (tj. "rwący prąd wody wyrzucił rolnika z domu") ze strony A5 nowozelandzkiej gazety The Dominion Post Weekend, wydanie z soboty (Saturday), December 17, 2011. Miasto Nelson niemal "sąsiaduje" z Wellington i z Petone, bowiem leży na przeciwległym niż Wellington brzegu wąskiego przesmyku "Cook Strait". Jednak kiedy w środę i czwartek, dnia 14-15 grudnia 2011 roku, Nelson zostało zalane "oberwaniem chmury" i niszczycielską powodzią, w Petonie trudno było wypatrzyć jakiegokolwiek deszczu. Faktycznie też w ostatnich czasach pogoda w Wellington i jego okolicach (m.in. w Petone) stała się aż tak przyjemna i aż "przyjacielska" wobec ludzi, że jej nietypowa łagodność ze zdumieniem zaczęła nawet być komentowana w wieczornym dzienniku telewizyjnym na kanale 3 telewizji nowozelandzkiej z godziny 18-19 we wtorek dnia 27 grudnia 2011 roku. Wszakże w czasach poprzedzających moje przeprowadzenie się do przedmieścia Wellington, miasto to znane było jako "stolica wiatrów" (tj. "windy city") i miało opinię jednego z najburzliwszych miast Nowej Zelandii o wprost trudnej do wytrzymania, wietrzystej pogodzie.
13. Zapowiedź poprawy sytuacji z zanieczyszczeniem powietrza w Petone.
Obecna depresja ekonomiczna na świecie powoduje, że niemal wszędzie tzw. "ochrona środowiska" schodzi teraz na dalszy plan i jest zupełnie zaniedbywana. Wszakże niemoralnie postępujący kapitaliści którzy powodują dzisiejsze katastrofalne zanieczyszczania powietrza, wody, gleby, lasów, itp., mają teraz doskonałą wymówkę dla swoich niemoralnych zapędów zatruwania naszej planety, twierdząc że zmuszeni są do "walki o przetrwanie" w trudnych warunkach ekonomicznych i że NIE mają już rezerw finansowych aby także dbać o naturalne środowisko i o naszą planetę (który to "brak rezerw" wcale jednak NIE przeszkadza większości z nich osiągać wyższe niż uprzednio zyski). Wszędzie więc zanieczyszczenia powietrza, wody, gleby, lasów, itp., są teraz gwałtownie eskalowane. Dlatego mile zaskakująca była dla mnie wiadomość opublikowana w artykułach [1#I3(13)] "Residents hail Exide closure" (tj. "mieszkańcy wiwatują zamknięcie Exile") ze strony A1 gazety The Dominion Post, wydanie z czwartku (Thursday), February 16, 2012; oraz [2#I3(13)] "Exide plant closure plan within week" (tj."plan zamknięcia zakładu Exide będzie gotowy za tydzień" ze strony A6 nowozelandzkiej gazety The Dominion Post Weekend, wydanie z soboty (Saturday), February 18, 2012.
W owych artykułach upowszechniana była bowiem wiadomość, że jeden z najbardziej śmierdzących, nieczystych i niebezpiecznych zakładów przemysłowych Nowej Zelandii, który zatrudniał tylko około 40 robotników jednak od niepamiętnych czasów zatruwał powietrze i środowisko w Petone, zostanie zamknięty na dobre w dniu 31 marca 2012 roku. Zakład ten, należący do "Exide", przetwarzał stare i zużyte akumulatory. Z jego komina i licznych wentylatorów wyrzucane były nieustannie na Petone smugi ciężkiego, lepkiego, śmierdzącego dymu i pyłu, pełnego trujących ludzkie organizmy, ciężkich pierwiastków, sproszkowanego ołowiu i najróżniejszych morderczych chemikaliów. W rezultacie tych zanieczyszczeń, mieszkańcy Petone niemal nieustannie chorowali na najróżniejsze choroby układu oddechowego, rodziło się tu też sporo dzieci ze zwyrodnieniami, gleba, trawa i wszysko co tylko tu rosło pokrywane było warstewką trujących substancji jakie docelowo trafiały do organizmów ludzi, zaś kołnierzyki koszul pokrywały się brązową warstwą już w kilka godzin po ich ubraniu.
Przez też tak długo jak tylko mieszkam w Petone (tj. od 2001 roku), słyszę jak miescowi ludzie bezskutecznie walczą i procesują się o zamknięcie tego zakładu. Wszystko jednak co ludzie dotychczas czynili szło na marne. Jakiż bowiem decydent słucha głosu zwykłych ludzi, kiedy ma też wybór aby wysłuchać perswazji kapitalistów i ich kapitału - zaś wiadomo że "money talk" (tj. "pieniądze przemawiają"). W rezultacie przez wszystkie te lata owa fabryka arogancko smrodziła wprost w twarze mieszkańcom Petone i wszyscy wiedzieli że trzeba będzie jakiegoś cudu aby ją zamknąć i zakończyć to jej smrodzenie. I tak oto ów cud się zdarzył właśnie w lutym 2012 roku - jak ja osobiście wierzę, tylko ponieważ niedługo wcześniej Petone i jej okolica zaczęła być zamieszkiwana przez ową minimalnie wymaganą liczbę co najmniej 10-ciu "sprawiedliwych".
Faktu, że zamknięcie to faktycznie miało charakter nadprzyrodzonej interwencji - a NIE moralnie zamierzonego działania ludzkich decydentów, najlepiej daje się wywnioskować z informacji zawartych w treści artykułu [3#I3(13)] "Exide was wrong; NZ not a backwater" (tj. "Exide się pomylił; Nowa Zelandia nie jest zaściankowością") ze strony B4 nowozelandzkiej gazety The Dominion Post (wydanie z poniedziałku (Monday), February 20, 2012) oraz artykułu [4#I3(13)] "Council seeks more info on Exide shutdown plan" (tj. "Starostwo poszukuje dalszych informacji o zamknięciu Exide") ze strony A4 gazety The New Zealand Herald (wydanie ze środy (Wednesday), March 7, 2012).
Artykuły te ujawniają bowiem, że ów zakład wcale NIE został zamknięty z powodu nacisku opinii publicznej czy z powodu czyjejś moralnie właściwej decyzji. Został on zamknięty tylko ponieważ mechanizmy rynkowe spowodowały iż Korea i Filipiny zaczęły płacić znacznie więcej za zużyte nowozelandzkie akumulatory niż cena za jaką akumulatory te gotowi byli skupywać właściciele zakładu Exide. Właściciele Exide odwoływali się nawet aż do sądu aby powstrzymać ten lukratywny export zużytych akumulatorów i aby nadal móc je skupywać niemal za darmo. To zaś że przy okazji zatruwali otoczenie i mieszkańców Petone oraz że rozsiewali sproszkowany ołów, NIE martwiło ani polityków ani decydentów. Owe fakty dowodzą więc, że zamknięcie tego zakładu zostało spowodowane mechanizmami rynkowymi sterowanymi przez Boga i uwarunkowanymi ludzką moralnością, a nie moralnie właściwym postępowaniem ludzkich decydentów czy polityków.
Wygląda też na to, że Bóg NIE tylko przywróca czystość środowiska do Petone, ale także zamierza już wkrótce udowodnić naocznie wszystkim otwartym na prawdę, że owo przywrócenie czystości wcale NIE było przypadkiem. Zgodnie bowiem z artykułem [5#I3(13)] "US High-Tech firm considers making furnaces in Hutt" (tj. "Amerykańska firma zaawansowania technicznego rozważa produkcję pieców w Hutt"), ze strony C11 nowozelandzkiej gazety The Dominion Post, wydanie z poniedziałku (Monday), March 3, 2012, jakiś amerykański zakład produkujący piece zdecydował się otworzyć fabrykę w sąsiadującej z Petone miejscowości zwanej Lower Hutt. Wiadomo zaś, że producenci pieców są znani w świecie z rozsiewania wysoce szkodliwych dla zdrowia zanieczyszczeń (zarówno chemicznego, ceramicznego, albo azbestowego typu, jak i niebezpiecznych dla zdrowia ciężkich metali). Zapewne więc ów zakład jest "wykopywany" z USA właśnie za zanieczyszczenia jakie generuje. Prawdopodobnie wybrał więc niemal pozbawioną praw anty-zanieczyszczeniowych Nową Zelandię aby móc bezproblemowo kontynuować swoje niebezpieczne emisje. Bóg będzie miał więc doskonałą okazję aby udowodnić osobom otwartym na prawdę, że i ów zakład spotka podobny los jak Exide. Dla mnie będzie więc wysoce interesującym obserwować dalej (i raportować czytelnikom na łamach niniejszej strony) jak Bóg rozwiąże sprawę utemperowania zanieczyszczeniowych ambicji tego zakładu. Czy więc np. Bóg spowoduje, że wlaściciel tego amerykańskiego zakładu nagle ulegnie atakowi serca czy śmiertelnemu wypadkowi, albo zbankrutuje, czy też np. zakład ten będzie trapiony nieustannymi strajkami, problemami z robotnikami, sabotażami, wypadkami, kataklizmami, kłopotami legalnymi, wykroczeniami finansowymi itp., aż w końcu będzie zmuszony wynieść się z Nowej Zelandi - pozyjemy, zobaczymy!!! Faktem jest bowiem, że jeśli ktoś działa przeciwstawnie do intencji Boga wówczas nikt NIE chciałby znaleźć się w jego skórze!
14. "Bomba pogodowa" ("weather bomb") jaka przemieściła się ponad Petone w weekend z dni 3 i 4 marca 2012 roku.
Klimatolodzy NIE wiedzieli jak nazwać zjawisko które nawiedziło Nową Zelandię w ów weekend. Nazwali więc je "bombą pogodową". Zjawisko to było bowiem czymś pośrednim pomiędzy tornadem a huraganem. Znaczy, niosło bardzo silne wiatry - w porywach osiągające 150 km na godzinę, falę zimna, oraz jednocześnie potężne opady deszczu. Przemieszczało się ono w poprzek Nowej Zelandii wzdłuż linii łączącej tzw. Taranaki (z jego centralną miejscowością New Plymouth) oraz Wairarapa (z jej centralną miejscowością Masterton). Niszczycielskie obrzeże tej "bomby" przechodziło więc też i ponad Petone. Na przekór jednak że w innych miejscowościach spowodowało ono milionowe szkody, w Petone popodlewało jedynie kwiatki nieco obfitszym niż zwykle deszczem, oraz wyperswadowało ludziom aby dla odmiany spędzili swój weekend w domu. Owa nietypowa "bomba pogodowa" została opisana szerzej m.in. w artykułach [1#I3(14)] "Weather bomb will be like a bull in a china shop" (tj. "bomba pogodowa będzie jak byk w sklepie z porcelaną") ze strony B2 nowozelandzkiej gazety The Dominion Post Weekend, wydanie z soboty (Saturday), March 3, 2012, oraz [2#I3(14)] "Millions in damage after gale battering" (tj. "minionowe zniszczenia od bijących wiatrów") ze strony A3 gazety The Dominion Post, wydanie z poniedziałku (Monday), March 5, 2012.
Najbardziej wymowne działanie tej "bomby pogodowej" opisane zostało w artykule [3#I3(14)] o tytule "High winds and floods hit Wainui" (tj. "silne wiatry i powodzie uderzyły Wainui") ze strony 15 lokalnej gazety The Hutt News, wydanie z wtorku (Tuesday), March 6, 2012. Chodzi bowiem o to, że opisana w owym artykule miejscowość Wainuiomata położona jest zaledwie jakieś 2 km od Petone, zaś oddzielona od Petone jedynie przez wąski grzbiet górski. Z powodu owej bliskości do Petone, należałoby się spodziewać, że uderzona ona zostaje dokładnie takimi samymi wiatrami i opadami jak Petone. Jednak Wainuiomata NIE należy do tego samego "obszaru zniszczenia" co Petone. Na dodatek, gro jej mieszkańców należy do odmiennej kategorii moralnej niż mieszkańcy Petone. (Np. sporą proporcję ludności Wainuiomata stanowią więźniowie dużego zlokalizowanego tam więzienia "Rimutaka Prison". Wiadomo zaś, że w więzieniu rzadko lądują osoby postępujące wzorcowo moralnie.) Dlatego moralna odmienność Rimutaka powoduje, że całą dolinę w jakiej leży miejscowość Wainuiomata, Bóg zakwalifikował jako "złą dolinę". Niemal bez przerwy trapią ją więc najróżniejsze nieszczęścia. Stąd podczas omawianej tu "bomby pogodowej", straż pożarna z Wainuiomata była wołana do około 20 wypadków zerwania dachów przez wichurę, do wbijania się trampolin do garaży i do mieszkań, oraz do zalewania domostw i szkoły. Kilka ludzi doznało tam obrażeń ciała spowodowanych obiektami porwanymi przez wichurę. Drzewa i linie elektryczne zostały tam powalone przez silny wiatr, zaś kierowca samochódu tylko cudem wyszedł bez szwanku z kolizji z jednym z nich itd. itp. Wszystko to się stało kiedy w pobliskiej Petone niemal nic podobnego NIE miało miejsca.
Refleksją więc wynikającą z owej "bomby pogodowej" jest, że Petone (a przy nim także Wellington) jest rodzajem "wyjątka" zlokalizowanego w samym centrum "kataklizmicznego trójkąta". Podczas gdy ów cały "kataklizmiczny trójkąt" powtarzalnie "łomotany" jest najróżniejszymi kataklizmami, Petone położone w jego centrum zawsze wychodzi bez szwanku. Ów zaś trójkąt obejmuje aż trzy prowincje (tj. jakby województwa) Nowej Zelandii, mianowicie tzw. Taranaki - z centralnym miastem New Plymouth, Wairarapa z centralnym miastem Masterton, oraz Tasmania obrzeżona przez trzy miasta, tj. przez Nelson, Westport i Graymouth.
Ponadto, tuż przy Petone, odzielona jedynie wąskim grzbietem górskim, znajduje się też "zła dolina Rimutaka" która też powtarzalnie doświadcza najróżniejszych nieszczęść i kataklizmów. Co jednak najwymowniejsze, jeśli przeanalizuje się kataklizmy uderzające w ów trójkąt, wówczas ani geografia, ani geologia, ani też żadne cechy zjawisk natury, NIE pozwalają wyjaśnić "dlaczego?" kataklizmy te z furią atakują wszystkie trzy prowincje owego trójkąta, jednak zawsze omijają Petone położone w jego centrum. Jedynym więc powodem jaki pozwala na wyjaśnienie omijania Petone przez kataklizmy, są różnice w moralności ludzkiej oraz obecność owych co najmniej "10 sprawiedliwych". Wszakże, zgodnie z opisami z punktow #H.3. i #H4. strony o nazwie Trzęsienie ziemi, takie powtarzalnie nękane danych społeczności przez coraz potężniejsze "anomalie pogodowe", reprezentuje ostrzeganie mieszkańców owych terenów przez Boga, iż ich filozofia zaczyna już osiągać karalny poziom filozofii pasożytnictwa, a stąd że jeśli społeczności te NIE podejmą działań aby zmienić swoją filozofię albo aby osiedlić u siebie owych wymaganych co najmniej "10 sprawiedliwych", wówczas będą tam wysłane jeszcze bardziej niszczycielskie rodzaje kataklizmów. W tym miejscu być może warto więc aby czytelnik też się zastanowił, czy i jego miejscowość NIE jest przypadkiem ostrzegana przez Boga właśnie w podobny sposób.
15. Niszczycielski sztorm jaki wyłomotał Wyspę Północną Nowej Zelandii w dniach 20 do 22 marca 2012 roku. Sztorm ten opisany został m.in. w artykułach [1#I3(15)] "Family run for their lives as gale rips off roof" (tj. "rodzina ucieka z życiem kiedy wichura zerwała dach") ze strony A5 gazety The New Zealand Herald wydanie ze środy (Wednesday), March 21, 2012, oraz [2#I3(15)] "Brace for more violent weather" (tj. "trzymaj się bo więcej dzikiej pogody") ze strony A3 gazety The Dominion Post, wydanie ze środy (Wednesday), March 21, 2012. Sztorm ten najwięcej szkód wyrządził w pobliskiej do Petone prowincji Taranaki, a także w Northland - na północnym czubku Nowej Zelandii. W pobliskim New Plymouth (centralnego miasteczka Taranaki) jego wiatry sięgały 113 km/h powodując wyrywanie drzew z korzeniami, obalanie linii wysokiego napięcia, wywracanie samochodów oraz zrywanie dachów. Spektatularny przykład spowodowanego nim zniszczenia pokazany został na zdjęciach ilustrujących artykuł [3#I3(15)] "End of line on cards for train track" (tj. "w widoku koniec użycia torów kolejowych") ze strony A5 nowozelandzkiej gazety The Dominion Post, wydanie ze środy (Wednesday), March 28, 2012, oraz artykuł [4#I3(15)] "Slips leave 100 m of track dangling" (tj. "obsuwisko ziemi pozostawia 100 m torów wiszących nad przepaścią") ze strony A6 gazety The New Zealand Herald wydanie ze środy (Wednesday), March 28, 2012.
Zdjęcia te pokazują odcinek torów kolejowych o długości około 100 metrów wiszący wysoko w powietrzu ponad przepaścią. Sztorm spowodował bowiem obsunięcie się zboczy dwóch gór po obu stronach głębokiej doliny którą uprzednio tory te przecinały. Ponieważ obecnie NIE ma już na czym oprzeć owych torów, zaś przecięcie tej doliny w innym miejscu byłoby zbyt drogie i nieekonomiczne, zapewne cała linia kolejowa łącząca miasta Napier i Gisborne będzie z powodu tego sztormu musiała być zlikwidowana. Sztorm ten spowodował też rozległe powodzie. Jednak w Petone deszcz i wiatr niemal niczym się nie różnił od tych panujących tam normalnie.
Obserwując przebieg najnowszych wydarzeń trudno oprzeć się wrażeniu, że w ostatnich czasach Nowa Zelandia zaczęła obrywać od "matki natury" coraz częściej i coraz silniej. Wiedząc zaś z treści takich stron internetowych jak Trzęsienie ziemi czy Moralność "za co" matka natura sprawia ludziom łomotanie, wystarczy przeglądnąć nagłówki dzisiejszych nowozelandzkich gazet, lub oglądnąć wiadomości telewizyjne tego kraju, aby natychmiast zrozumieć "dlaczego" owo obrywanie od natury tak w niej się nasila, oraz "co" Nowozeladczycy powinni zacząć czynić aby powstrzymać jego dalszą eskalację.
Tamten sztorm zaczął się uspokajać w piątek, dnia 23 marca 2012. Kiedy więc w godzinach "lunchu" ponad Petone zaświeciło słońce, ja wybrałem się na spacer po plaży. Tam ponownie moją uwagę przykuło zjawisko idealnie eliptycznego "okna na niebie", jakie istniało wówczas dokładnie ponad Petone w gęstej warstwie chmur, oraz jakie spowodowało ową słoneczną pogodę która nakłoniła mnie do wyjścia na spacer. "Okno" to było tak ulokowane na niebie, że poza Petone żadna inna pobliska miejscowość NIE otrzymywała wtedy słońca. Takie eliptyczne "okna" ja widywałem ponad Petone już kilkakrotnie wczesniej (najłatwiej je zobaczyć i odnotować z miejscowej plaży) - i nawet często się zastanawiałem jak możnaby je udokumentować fotograficznie bez potrzeby użycia samolotu czy satelity które byłyby wymagane aby uchwycić na jednym zdjęciu ich całość i ich niemal idealnie eliptyczne kształty. (Poza Petone takich precyzyjnie uformowanych eliptycznych "okien w niebie" NIE widziałem w żadnym innym miejscu na Ziemi.) Tego dnia okazało się, że okno to było tak rozlokowane, iż swoim zwykłym aparatem zdołałem sfotografować oba jego zaokrąglone końce z krawędzi plaży po jakiej wtedy spacerowałem - wycelowując obiektyw swego aparatu na południe i potem na północ. Kształt bowiem i położenie owych końców elipsy dokumentował jak cała elipsa była rozlokowana ponad Petone. Oba zdjęcia jakie wtedy wykonałem pokazane zostały na Obr.136-137 (#I3) poniżej.
Dokumentują one fotograficznie, że Bóg na swój dyskretny sposób daje zainteresowanym znać, iż Petone otrzymuje od Niego unikalne "specjalne potraktowanie". Wszakże gdy cała Wyspa Północna Nowej Zelandii zakryta była grubą warstwą gęstych chmur - które też widoczne są na owych zdjęciach, ponad Petone widać było czyste błękitne niebo. Aby jednak dostarczyć wyjaśnienia także i dla sceptyków - tak jak Bóg zawsze to czyni, to swoje potwierdzenie "specjalnego potraktowania" dla Petone wyraził On w typowy dla Boga sposób - tj. taki który zawiera w sobie aż co najmniej trzy (3) niezależne wytłumaczenia opisane w punkcie #C2. tej strony (a nawet jeszcze lepiej opisane w punkcie #C2. strony o nazwie Tornado).
Aby uniknąć nadmiernego rozbudowywania niniejszej strony, prezentacja dalszych przykładów kataklizmicznych zjawisk jakie mają potencjał aby zaszkodzić miasteczku Petone, jednak jakie przeskakują przez to miasteczko bez uczynienia mu większej szkody, przeniesiona została do punktów #I3. i #I4. z odrębnej strony o nazwie Petone. Tam więc odsyłam zainteresowanych czytelników jeśli zechcą dodatkowo pogłębić swoją wiedzę na ów temat.
***
W tym miejscu powinienem się przyznać, że kiedy po raz pierwszy zacząłem zbierać owe wylistowane powyżej obiektywne obserwacje i naukowo udokumentowane dane na temat różnicy z jaką Bóg traktuje miejscowość która chroniona jest przez owych "10 sprawiedliwych", w stosunku do innych nawet pobliskich jej miejscowości, ja sam byłem dosyć sceptyczny. Wszakże Bóg udziela w Biblii dziesiątki najróżniejszych obietnic - wiele z których liczy już sobie tysiące lat. Ludzie na miejscu Boga zapewne dawno już zapomnieliby o wielu z tych obietnic. Tymczasem, jak moje sprawdzenia to wykazały, Bóg wypełnia swoje obietnice co do litery. Mi osobiście aż szczęka opadła z wrażenia kiedy na przykładzie inteligentnego omijania przedmieścia Petone przez wrogie ludziom anomalie pogodowe, zacząłem osobiście odnotowywać i osobiście doświadczać z jaką pieczołowitością owe obietnice są jednak dotrzymywane przez Boga.
Niezawodna naukowa tradycja wymaga, aby wszelkie twierdzenia lub obietnice podparte zostały sprawdzalnym materiałem dowodowym. Do czasu też aż są one potwierdzone przez wymagany materiał dowodowy, wolno je uważać co najwyżej za hipotezę, spekulację, albo obietnicę. Statusu "sprawdzonego faktu" nadaje im dopiero właśnie empiryczne sprawdzenie. Jeśli powyższe odnieść również do owej obietnicy z Biblii, że "obecność co najmniej '10 sprawiedliwych' uchroni dane miasto lub społeczność przed kataklizmiczną 'karą Boga' ", to do czasu aż została ona empirycznie sprawdzona, również nie nosiła ona statusu "faktu". Jednak z chwilą kiedy ja osobiście skompletowałem sprawdzenie opisane w niniejszym punkcie, ową obietnicę wolno już uważać za "emiprycznie potwierdzony fakt". Ja w Petone zamieszkałem na stałe począwszy od 12 lutego 2001 roku.
W 2012 roku zaczyna się więc już 12 rok mojego tutaj zamieszkiwania. W owym czasie Petone NIE została dotknięta ani jednym kataklizmem o charakterze "kary Boga" (tj. takim który zniszczyłby czyjś dorobek życiowy lub odebrał komuś życie) - chociaż w międzyczasie aż cały szereg takich właśnie kataklizmów wyniszczał sąsiednie miejscowości. Na bazie tego wolno jest mi twierdzić, że faktyczne działanie "boskiego daru" pozwalającego każdej grupie co najmniej "10 sprawiedliwych" skutecznie chronić miejsce swego zamieszkania przed wszelkimi kataklizmami, zostało już obserwacyjnie dowiedzione moimi empirycznymi badaniami potwierdzającymi - które pod względem długoterminowości i zróżnicowania sprawdzanych kataklizmów są nawet bardziej rozległe niż sporo instytucjonarnych badań leczniczych własności niektórych lekarstw już oficjalnie zatwierdzonych do użytku przez nauki medyczne.
Wyrażając powyższe innymi słowy, narazie mogę więc spać spokojnie. Jeśli bowiem obszar, w którego "zasięgu zniszczenia" zawarte jest Petone, będzie kiedyś uderzony trzęsieniem ziemi, tsunami, lub jakimkolwiek innym zabójczym kataklizmem, NIE stanie się to zanim owi "sprawiedliwi" stąd poznikają, czyli - zważywszy mój wiek, prawdopodobnie już poza okresem czasu kiedy ja ciągle będę tu obecny.
Obr.136 (#G1a)
Obr.137 (#G1b)
Obr.136/ 137 (#I3ab): Dokumentacja zdjęciowa jednego z owych "okien w niebie" o kształtach wydłużonych elips, jakie powtarzalnie otwierają się ponad miasteczkiem Petone w jakim ja mieszkam od 2001 roku. Powyższe "eliptyczne okno w niebie" pojawiło się ponad Petone w piątek dnia 23 marca 2012 roku, w fazie uspokajania się trzydniowego niszczycielskiego sztormu jaki w dniach 20 do 22 marca 2012 roku sprawiał "łomot" większej części Wyspy Północnej Nowej Zelandii, a jaki opisany jest w (15) z punktu #I3 tej strony. Jednak "okna" podobne do niego ja widywałem wcześniej już aż kilkakrotnie ponad Petone - zawsze z ciekawością analizując ich cechy i zastanawiając się jak mógłbym je udokumentwać zdjęciowo bez użycia samolotu. Poza Petone, tak precyzyjnych "eliptycznych okien w niebie" NIE widziałem w żadnym innym miejscu na Ziemi.
Powtarzalne pojawianie się ponad Petone takich "okien w niebie" o gładkim zarysie brzegów i o kształtach wydłużonych elips, NIE daje się naukowo wytłumaczyć żadnym znanym zjawiskiem atmosferycznym. "Okna" te mają bowiem kształty wydłużonych elips (a NIE okrąglych kół). Ich środki symetrii są zawsze trwale osadzone jakby ponad moim mieszkaniem. (Ponieważ moje mieszkanie jest zlokalizowane w pobliżu plaży, tylko ich większa połowa rozciąga się dokładnie ponad zabudowaniami Petone, mniejsza zaś połowa zachodzi ponad petońską plażę oraz ponad petońską część zatoki morskiej.) Nigdy też NIE obejmują swym zasięgiem żadnej innej miejscowości sąsiadującej z Petone. Ponadto, ich obrzeża są relatywnie gładkie, wyglądające jakby ktoś je precyzyjnie powycinał. Wcale NIE dryftują one z wiatrem - tak jak czyni to warstwa chmur w jakich są formowane, a po prostu wiszą nieruchomo ponad Petone aż do czasu swego zaniku. Kiedy zaś zanikają, po prostu w całym ich obrębie, na uprzednio błękitnym niebie nagle zaczynają się kondensować coraz gęstrze kłęby chmur. Po krótkim więc czasie, po prostu chmury te przestają być odróżnialne od warstwy chmur w jakiej dane "okno" wcześniej było uformowane.
Jedyne zjawiska atmosferyczne o jakich mi wiadomo, że także formują podobne, tyle że "okrągłe", "okna w niebie", to tzw. "oka cyklonów". Mianowicie, w samych centrach wirujących formacji pogodowych zwanych "cyklonami", zawsze istnieje jedno idealnie okrągłe "okno", w którym typowo panuje cisza i piękna pogoda. Jednak takie "oka cyklonów" wykazują aż kilka cech które znacząco różnią się od cech owych "okien w niebie" ponad Petone o kształcie wydłużonych idealnych elips. Mianowicie, zawsze są one okrągłe, a NIE eliptyczne. Ponadto są one trwałe i dryftują wraz z danym cyklonem, a NIE (jak w Petone) pojawiają się tylko jako bezruchowe tymczasowe twory "zakotwiczone" pośród ruchomych chmur, poczym po około godzinie czasu zanikają poprzez kondensowanie chmur w swoim obrębie.
Obr.136 (#I3a): Fotografia południowego końca wydłużonej elipsy opisywanego tu "okna w niebie". Ujawnia ona jak idealnie eliptyczne są owe "okna", oraz jak formują one rodzaj nieruchomego tunelu w sięgającej niemal do ziemi i ruchomej wartwie gęstych chmur. Przykładowo, w prawej części tego zdjęcia powinen być uchwycony widok miasta Wellington - które w pogodne dni jest doskonale widoczne z tego miejsca petońskiej plaży, Jednak owa sięgająca aż do ziemi warstwa chmur całkowicie miasto to ukryła. (Miasto Welligton częściowo jest widoczne na zdjęciu Obr.108 (#C1) ze strony o nazwie UFO za chmurami - które także wykonane zostało w przybliżeniu z tego samego miejsca plaży w Petone, oraz w przybliżeniu w tym samym kierunku, co powyższe zdjęcie.) Odnotuj, że nawet przebieg fal morskich uchwyconych na tym zdjęciu znacząco różni się od typowego. (Typowo fale morskie zawsze mają grzbiety ułożone równoległe do linii brzegu plaży.)
Obr.137 (#I3b) (prawe): Północny koniec wydłużonej elipsy opisywanego tu "oka w niebie". Koniec ten został sfotografowany z tego samego miejsca petońskiej plaży co jej koniec południowy pokazany na zdjęciu Obr.136 (#I3a). Tyle, że aby go uchwycić, po wykonaniu zdjęcia Obr.136 (#I3a) przy aparacie wycelowanym ku południu, odwróciłem się o 180 stopni i pstryknąłem powyższe zdjęcie Obr.137 (#I3b) przy aparacie wycelowanym ku północy.
(Niestety, NIE mam do dyspozycji helikoptera, samolotu, ani satelity, aby uchwycić tą elipsę w widoku z góry i aby udokumentoiwać jej idealnie eliptyczne kształty oraz precyzję a jaką otwarła się ona dokładnie ponad Petone.) Kształt i rozmiary tej elipsy ujawniają, że została ona tak uformowana iż przeświecające przez nią słońce rzucało promienie wyłącznie na miejscowość Petone. Żadna inna sąsiadująca z Petone miejscowość NIE była włączona do zakresu tego "okna w niebie". Ów zaś fakt, moim zdaniem, reprezentuje sposób na jaki Bóg subtelnie daje znać mieszkańcom Petone, że narazie ich miejscowość cieszy się wyjątkowo rzadkim "specjalnym potraktowaniem", oraz że potraktowanie to może być kontynuowane - jeśli Petone jako całość włoży wysiłek w wypełnianie nałożonych przez Boga wymogów moralnych. Dlatego, moim zdaniem, mieszkańcy Petone mają naprawdę wiele do stracenia, jeśli będą pozostawali pasywnymi w odniesieniu do przedsięwzięć w rodzju tych opisanych w artykule [5#I3(13)] powyżej, lub opisanych w artykule [5#I3(15)] o tytule "Tabacco deal turns Petone into the big smoke" (tj. "umowa tytoniowa czyni Petone wielkim zadymiaczem") ze strony A1 gazety The Dominion Post, wydanie z poniedziałku (Monday), March 26, 2012. (Ten ostatni artykuł [5#I3(15)] był potem krygowany listem czytelnika opublikowanym pod tytułem [6#I3(15)] "Imperial Tobacco expansion is bad news" (tj. "powiększanie fabryki Imperial Tobacco jest złą wiadomością") na stronie B4 gazety The Dominion Post, wydanie z czwartku (Thursday), March 29, 2012. Ów czytelnik wyliczył w swoim liście, że każdy nowy robotnik zatrudniony tam przy produkcji papierosów spowoduje w Nowej Zelandii śmierć 15 ludzi oraz będzie kosztował Nową Zelandię 5.4 miliona dolarów strat w kosztach medycznych leczenia chorób wynikających z nałogu palenia tytoniu.)
#I3.1. Szkoda że NIE daje się też sprawdzić czy "10 sprawiedliwych" mogłoby "oddelegować" odległemu "sprawiedliwemu" swoje dary ochrony przed kataklizmami?
Istnieje sporo eksperymentalnych potwierdzeń, że np. taki "dar Boga" jak uzdrawianie, może być użyty na odległość. Obdarowany nim uzdrowiciel może bowiem znajdować się w jednym końcu świata, zaś udrawiany w przeciwstawnym końcu świata, jednak jeśli uzdrowiciel "wyśle" swoją uzdrawiającą energię, ciągle uzdrawiany poczuje się lepiej. Ja sam byłem kiedyś uzdrowiony w Nowej Zelandii przez uzdrawiacza mieszkającego w Polsce.
Na różnych totaliztycznych stronach opisałem metodę ochrony przed kataklizmami, która bazuje na w/w obecności co najmniej "10 sprawiedliwych" w strefie zagrożenia. Przykład opisów zastosowanie tej metody dla ochrony całych miast lub społeczności zawarłem m.in. w punkcie #C5.1. totaliztycznej strony Seismograf czy w punkcie #A2.3. strony Totalizm. W poprzednim punkcie #I3. tej strony dowiodłem też empirycznie, że taka metoda ochrony przed kataklizmami o charakterze "kary Boga" faktycznie działa w rzeczywistym życiu. Pytanie więc jakie warto byłoby teraz sprawdzić empirycznie, to czy owych "10 sprawiedliwych" może również "oddelegować" swój dar ochrony przed kataklizmami, do jakiegoś znanego im jednego "sprawiedliwego" który żyje w innym niż oni, silnie zagrożonym kataklizmem obszarze. Wszakże taka możliwość "delegowania" tego daru Boga, pozwalałaby na ochronienie przed kataklizmami również mienia i dorobku należącego do jednego "sprawiedliwego" który znalazł się obszarze pozbawionym wymaganych "10 sprawiedliwych". Taką też możliwość zdaje się zapowiadać werset 5:19 z bibilijnego "Listu do Rzymian" używający słów - cytuję:
"Albowiem jak przez nieposłuszeństwo jednego człowieka wszyscy stali się grzesznikami, tak przez posłuszeństwo jednego wszyscy staną się sprawiedliwymi."
Tak jakoś się złożyło, że ja znalazłem się w sytuacji wyjątkowo uprzywilejowanej dla takiego sprawdzenia. Wszakże jestem twórcą filozofii totalizmu którą można uważać za rodzaj "generatora osób spełniających definicję 'sprawiedliwego' ". Jeśli bowiem ktoś zacznie pedantycznie praktykować w swoim życiu wersję tej filozofii zwaną "totalizmem formalnym", taki ktoś niemal automatycznie wypełnia również definicję "sprawiedliwego" objawioną nam w treści Biblii. Dzięki temu, kontaktowało się ze mną już wielu wyznawców tej filozofii którzy pedantycznie praktykują ów "totalizm formalny". Niektórzy z nich zapewniają mnie również, że z uwagi na moją trudną sytuację życiową (opisaną m.in. w mojej autobiografii z punktu #T3. tej strony) nieustannie się modlą o moje bezpieczeństwo i o życie w pokoju.
W ten sposób, gdyby faktycznie następowało takie "delegowanie" daru ochronnego "sprawiedliwych", wówczas dar ten jest do mnie delegowany już od długiego czasu przez znacznie więcej niż owa minimalna liczba "10 sprawiedliwych". Innymi słowy, jeśli "delegowanie" tego szczególnego daru jest akceptowane przez Boga, wówczas gdziekolwiek ja bym się NIE znalazł, obszar w którym zamieszkam będzie automatycznie chroniony przed kataklizmicznymi "karami Boga" - bez względu na to ilu innych "sprawiedliwych" by w nim NIE zamieszkiwało. Wszakże, po oddelegowaniu na mnie swego daru przez aż tylu "sprawiedliwych", nawet samotnie ja ciągle "reprezentuję" swoją obecnością więcej niż wymagane "10 sprawiedliwych". Taka zaś sytuacja idealnie sprzyja eksperymentalnemu sprawdzeniu, czy faktycznie ten szczególny "dar ochrony przed kataklizmami" może być "delegowany" przez "sprawiedliwych" do jednego wybranego przez nich "sprawiedliwego" mieszkającego w innym niż oni obszarze. Wszakże jedyne co konieczne aby to eksperymentalnie sprawdzić, to przenieść mnie do obszaru który ma właśnie zostać uderzony jakimś nadchodzącym kataklizmem zamierzonym jako "kara Boga" i przekonać się czy moja tam obecność powstrzyma nadejście owego kataklizmu.
Niestety, powyższe sprawdzenie wprawdzie można łatwo wydedukowac teoretycznie, jednak praktycznie dla mnie okazuje się ono NIE do przeprowadzenia. Na przekór bowiem iż otoczony jestem obszarami co do których wiadomo iż wkrótce będą one uderzone kataklizmami, finansowo zwyczajnie mnie NIE stać aby tam się tymczasowo przenieść. Wszakże od 2005 roku jestem bez pracy, a na dodatek zgodnie z dziwnymi prawami mojego kraju NIE należy mi się nawet zasiłek dla bezrobotnych. Muszę więc bardzo uważać jak wydaję każdego dolara ze swoich dawnych oszczędności. Z kolei bez dostępu do wymaganego finansowania, takie sprawdzenie jest niemożliwe.
Osobiście uważam że brak możliwości takiego sprawdzenia jest dużą stratą dla naszej cywilizacji. Wszakże moje okoliczności już zaistniałego "odelegowania" na mnie tego daru Boga, są niemal niemożliwe do odtworzenia przez innych badaczy. Gdyby bowiem ktoś inny usiłował przeprowadzić taki eksperyment, zapewne utknie już na etapie kompletowania grupy owych "10 sprawiedliwych" którzy by "delegowali" swój dar innemu odległemu "sprawiedliwemu". Dlatego prawdopodobnie owa możliwość "delegowania" tego daru Boga na zawsze pozostanie jedynie niesprawdzoną hipotezą. I to na przekór, że rzeczywiste zdarzenia zdają się sugerować, że "delegowanie" takie faktycznie zachodzi. Wszakże przykładowo, na przekór że już po opracowaniu filozofii totalizmu, ja zamieszkiwałem w aż 8 odmiennych obszarach, każdy z których był silnie zagrożony licznymi odmianami kataklizmów i każdy z których był uderzany kataklizmami zarówno przed moim tam przybyciem jak i po moim stamtąd odejściu, ani jeden raz w miejscu w którym właśnie zamieszkiwałem kataklizm o charakterze "kary Boga" NIE nastąpił. Pokój i brak wrogich działań panował nawet w czasie mojego zamieszkiwania w Korei Południowej - na przekór że kilka miesięcy przed moim tam przybyciem, Korea Północna dokonała próbnych eksplozji bomby atomowej, zaś wkrótce po moim stamtąd odlocie, Północ wznowiła typowe dla niej wrogie działania.
#I4. "Uczuciowość" zachowań pogody jako "znaki" że dana społeczność ma swoich "10 sprawiedliwych" lub że np. jako całość praktykuje ona totalizm
Motto: "Lokalna natura zawsze dostraja się do dominującej filozofii miejscowych ludzi. Innymi słowy, jeśli wyraźnie oddzielić charakterystykę klimatu od zachowań natury i pogody, wówczas zachowania natury i pogody na danym obszarze zawsze dokładnie odzwierciedlają filozofię praktykowaną przez społeczność ludzką żyjącą na tym obszarze."
Według moich dotychczasowych obserwacji, istnieją jednoznaczne "znaki" jakie relatywnie niezawodnie informują nas o stanie moralności i o filozofii społeczności zamieszkującej dane miasto czy dany obszar. "Znaki" te dosyć klarownie informują każdego zainteresowanego co do jednej z 3 możliwych sytuacji filozoficznych ludności mieszkającej na danym obszarze, mianowicie informują one czy dana społeczność jako całość: (a) praktykuje jakąś formę totalizmu (np. "totalizm intuicyjny"), albo czy (b) praktykuje ona pasożytnictwo jednak współzamieszkuje w niej na stałe owych "10 sprawiedliwych", albo też czy jako całość (c) praktykuje ona pasożytnictwo i wcale NIE ma w swym gronie żadnych "sprawiedliwych". "Znakami" tymi są rodzaje "uczuć" jakie przebijają z zachowań pogody i natury na danym obszarze, które to uczucia mogą reprezentować: albo (a) "serdeczność", albo jakby (b) "uprzejmość" czy "oficjalną przyjacielskość" (w stylu tej jaką wykazują nam np. "stewardessy" w samolotach), albo też wręcz (c) "wrogość". Znaczy, zachowania miejscowej pogody i natury zawsze są jak zachowania zakochanej kobiety która swoim postępowaniem daje obiektowi swojej miłości jednoznacznie znać co myśli na temat jego postępowania. Mianowicie, jeśli tzw. "anomalie pogodowe" zawsze wykazują wręcz "serdeczne" potraktowanie danej społeczności, wówczas jest to znakiem że społeczność ta jako całość praktykuje totalizm. Owo "serdeczne" potraktowanie objawia się na wiele sposobów.
Przykładowo, nawet w zimnym klimacie, takim jaki ma Polska, deszcz może być "ciepły" - tak że np. dzieci będą tam lubiły bawić się w deszczu, bowiem jest on jak przyjemny jak ciepły prysznic. Albo objawia się tym, że np. kiedy dana społeczność czy miasto znajdzie się na drodze jakiejś przykrej anomalii pogodowej, takiej jak silna śnieżyca, grad, mróz, wiatr, deszcz, spiekota, susza, itp., wówczas następstwem tej anomalia jest zupełny brak wyrządzanych szkód bez względu na siłę tej anomalii. Natomiast jeśli pogoda i natura wykazują "uprzejme" albo "przyjazne" chociaż jakby "oficjalne" potraktowanie, które jest typowe jeśli społeczność ta praktykuje pasożytnictwo ale ciągle ma swoich "10 sprawiedliwych", wówczas następstwem dowolnej anomalii pogodowej jest minimum możliwe szkód wyrządzanych przy danej sile tej anomalii. Jeśli zaś pogoda i natura na danym obszarze wykazuje "wrogość" wobec miejscowej ludności, co jest znamienne dla praktykowania przez nia filozofii pasożytnictwa i NIE posiadania własnych "10 sprawiedliwych", wówczas praktycznie każdy rodzaj pogody, nawet tej najlepszej, wyrządza miejscowej ludności maksimum szkody i cierpień jakie przy danej sile tej pogody jest ona w stanie wyrządzić. Także jeśli spada tam deszcz, wówczas zawsze jest on zimny i nieprzyjemny. Często też zamiast deszczu będzie tam padał duży i niszczycielski grad.
Co też istotne, w dzisiejszych czasach internetowych prognoz pogody, każdy może sobie zdalnie sprawdzić jaki rodzaj "znaku" pogoda i natura z danego obszaru wysyła w świat na temat ludności zamieszkujących ten obszar. (Np. w czasach pisania tego punktu w kwietniu 2010 roku, aktualną pogodę Nowej Zelandii można było poznać ze stron internetowych metservice.com/national/ oraz tvnz.co.nz/weather-forecast.) Tyle że aby sprawdzić ten "znak", trzeba porównywać pogodę ze zdarzeniami jakie mają tam miejsce - to zaś już wymaga dosyć długich badań (stąd najłatwiej sprawdzać to na miejscu poprzez odwiedziny przy możliwie najgorszej pogodzie). A sprawdzić ten "znak" naprawdę warto - jeśli np. zamierza się tam zamieszkać. Wszakże znak ten definiuje dokładnie jak miejscowi ludzie nas tam przyjmą i jak tam będziemy się czuli. Filozofia ludzi najwyraźniej i najdrastyczniej bowiem się ujawnia w ich odnoszeniu się do słabszych od siebie, do emigrantów, oraz do "obcych" przybyszy z innych stron.
Przykładem niezwykle "serdecznego" zachowania się pogody i natury jakiego ja osobiście doświadczyłem, była moja rodzina wieś Wszewilki w czasach mojej młodości (tj. pomiędzy 1946 i 1964 rokiem). W owych czasach wieś Wszewilki była definitywnie "totaliztyczną" wsią która jako całość zdecydowanie praktykowała filozofię totalizmu. Interesująco, kiedy jakiś wyniszczający fenomen natury pojawiał się w pobliżu Wszewilek, zawsze jakimś dziwnym "zbiegiem okoliczności" omijał on z daleka ową wieś, nie wyrządzając w niej praktycznie żadnej szkody. Z kolei kiedy przyszła jakaś nieprzyjemna pogoda, wówczas tak jakoś się działo że pogoda ta nikomu NIE szkodziła a jedynie wprowadzała urozmaicenie do życia mieszkańców Wszewilek. Innym dosyć niezwykłym przykładem był mój pobyt w nowozelandzkim mieście zwanym "Invercargill" w latach 1983 do 1987. W owym czasie ludność tego miasta jako całość również praktykowała totalizm (chociaż wcale NIE była tego świadoma). Na przekór więc iż w Nowej Zelandii owo "Invercargill" słynie jako miasto o podobno najgorszej pogodzie z całego kraju, w czasie gdy tam mieszkałem owa niby "zła" pogoda była tam tak "serdeczna" dla ludzi, że wogóle się tam NIE czuło iż jakoby pogoda jest tam gorsza niż gdziekolwiek indziej. Faktycznie ja wówczas odebrałem tamtejszą pogodę jako całkiem przyjemną.
Przykładem "przyjacielskiego" choć jakby "oficjalnego" zachowania się pogody i natury jest opisywane tu miasteczko Petone (w którego okolicy mieszka owych co najmniej "10 sprawiedliwych"). Jak bowiem powtarzalnie potwierdzają to miejscowe zdarzenia, przykładowo przepowiadane w telewizji przez służby meteorologiczne przypadki szczególnie złej pogody, niemal nigdy się nie spełniaja dla Petone - chociaż typowo spełniają się dla innych pobliskich miejscowości. Ponadto, wszelkie anomalie pogodowe zawsze w samej Petone wyrządzają minimum szkód możliwych przy danej ich sile - chociaż już w pobliskich miejscowościach wyrządzają maksimum możliwe zniszczeń. Doszło do tego, że lokalne służby meteorologiczne jakby czuły się zaambarasowane ogłaszać prognozę złej pogody dla Petone, bowiem ich ewentualne ostrzeżenia na temat anomalii pogodowych zagrażających tej miejscowości niemal już z góry są skazane iż potem okażą się błędne.
Jeśli jakaś społeczność zasłuży sobie na to rodzajem filozofii którą praktykuje, wówczas zamiast wykazywania "przyjacielskości", anomalie pogodowe mogą też wykazywać wręcz "wrogość". W latach 1999 i 2000 mieszkałem w niewielkiej nowozelandzkiej miejscowości zwanej Timaru. Tam właśnie wyraźnie dawała się odnotować owa "wrogość" pogody. W rezultacie, nawet przy maksymalnie korzystnych warunkach, takich jak słoneczna pogoda i zupełny brak wiatru, natura też potrafiła tam maksymalnie pognębić miejscowych ludzi np. poprzez zwiększanie zapylenia powietrza i indukowanie alergicznych oraz astmatycznych reakcji - np. patrz artykuł "Timaru now smog capital" (tj. "Timaru obecnie stolicą zapylenia") ze stron 1 i 3 miejscowej gazety The Timaru Herald, wydanie z niedzieli (Sunday), 8 July 2000. Innym miejscem gdzie natura daje wyraźnie poznać ludziom swoją "wrogość", jest tzw. "Rimutaka Forest Park" o którym piszę szerzej w punkcie #K1.9 strony newzealand_pl.htm. Przy owym parku znajduje się jedno z największych więzień Nowej Zelandii w jakim odbywają swoje wyroki praktycznie wyłącznie ludzie o pasożytniczej filozofii. Na przekór też iż ów park jest oddzielony zaledwie grzebietem górskim od Petone (a stąd już NIE należy do tego samego "obszaru zniszczenia"), natura postępuje tam z ludźmi zupełnie odwrotnie niż w Petone - faktycznie w sposób otwarcie "wrogi" wobec ludzi i dokładnie pasujący do filozofii pensjonariuszy z Więzienia Rimutaka.
#I5. Jeśli mieszkańcy jakiegoś obszaru zasłużą sobie na to moralnym postępowaniem i grupowym praktykowaniem filozofii totalizmu, wówczas natura działa na ich korzyść nawet kiedy powinna im szkodzić
Jak przyjazna może być natura dla społeczności które grupowo praktykują filozofię totalizmu, wykazują to badania raportowane w niepozornym artykule "Island in Pacific are growing, study says" (tj. "Wyspy Pacyfiku rosną, wykazują badania"), ze strony A6 gazety The New Zealand Herald wydanie z czwartku (Thursday), June 3, 2010. Artykuł ten raportuje wyniki badań nad wyspami dwóch archipelagów Pacyfiku, mianowicie Tuvalu i Kiribati. Problem jaki oni tam mają polega na tym, że obecne indukowane przez ludzi i przemysł ocieplanie się klimatu wiedzie do nieustannego podnoszenia się poziomu wody w oceanach. Z kolei podnoszenie się poziomu wody w oceanach wiedzie do zalewania niżej położonych wysp i nabrzeży, takich jak właśnie Tuvalu i Kiribati - np. patrz artykuł "Sea level to rise 13 cm in a century", ze strony 8 malezyjskiej gazety New Straits Times wydanie z piątku (Friday), July 23, 2010.
Tymczasem się okazało, że 7 wysp z Tuvalu oraz 3 wyspy z Kiribati faktycznie urosły w przeciągu ostatnich 60 lat - tj. w czasach kiedy wykonywane były ich fotografie lotnicze i satelitarne. Owo ich urośnięcie miało miejsce na przekór że poziom oceanu podniósł się tam o 12 cm - stopniowo zalewając wiele innych nisko położonych wysp koralowych Pacyfiku. Innymi słowy, jeśli mieszkańcy danych wysp zasłużą sobie na to praktykowaniem totaliztycznej filozofii, ich wyspy zamiast tonąć w wyniku ocieplania się klimatu Ziemi i wzrostu poziomu oceanów, raczej zaczynają coraz bardziej wynurzać się z morza.
Dla porównania, na wybrzeżach Morza Bałtyckiego opowiadane są legendy o mitycznej wyspie-mieście Vineta (po polsku "Wineta"), którą opisałem m.in. w punktach #G2. i #H2. strony Tapanui. Mieszkańcy owej wyspy-miasta wyznawali zaawansowaną formę filozofii pasożytnictwa, praktykując niemoralność, obżarstwo (włączając zjadanie nawet ludzkiego mięsa), rozpustę, zwyrodnienia seksualne, nieuczciwość, bezbożność, itp. Społeczność owej wyspy została więc ukarana jako całość i wyspa ta utonęła w odmętach Morza Bałtyckiego, zaś niemal wszyscy jej mieszkańcy zginęli. Tak samo stało się z równie niemoralnymi i dekadentnymi mieszkańcami starożytnego miasta Salamis z wyspy Cyprus na Morzu Śródziemnym - którego los przypomniałem m.in. w punkcie #H3. ze strony "Tapanui" zaś szerzej opisałem w podrozdziale #D3 z monografii [5/4] i w podrozdziale V5.2. z tomu 17 mojej najnowszej monografii [1/5]. Stąd nie powinno nikogo zdziwić, kiedy również i dzisiejsze społeczności które praktykują ową wysoce niemoralną filozofię pasożytnictwa, też będą topione i unicestwiane podobnie jak owa społeczność niemoralnej wyspy-miasta Vineta, czy podobnie zwyrodniałego i niemoralnego miasta Salamis. Początki tego zatapiania i unicestwiania już obecnie widzimy. Nie trzeba też specjalnej wyobraźni czy wiedzy aby nabrać pewności, że owe katastrofy będą się nasilały aż do czasu kiedy ludzie zaczną zachowywać się bardziej moralnie niż obecnie - tak jak filozofia totalizmu im to zaleca.